Copyright Marcin Ch. © 2006 Design by JAsko zalecana rozdzielczość: 1024 x 768

 

 

 

 

TRASA:

  • DZIEŃ 1 : Olsztyn – Bogdany – Jedzbark – Bartołty Wielkie – Rumy – Dźwierzuty – Orżyny
  • DZIEŃ 2 : Orżyny – Babięta – Stare Kiełbonki – Ruciane-Nida – Karwica – biwak nad Jeziorem Nidzkim
  • DZIEŃ 3 : biwak – Przerośl – Pisz – Jegliny – Nowe Guty – Okartowo – biwak nad Jeziorem Tyrkło
  • DZIEŃ 4 : biwak – Cierznięty – Marcinowa Wola – Miłki – Giżycko – Pozezdrze – Harsz – Sztynort Mały – Radzieje – Mażany – biwak nad Jeziorem Mój
  • DZIEŃ 5 : biwak – Kętrzyn – Bartoszyce – Górowo Iławieckie
  • DZIEŃ 6 : Górowo Iławieckie – Pieniężno – Braniewo – Frombork
  • DZIEŃ 7 : Frombork – Pogrodzie – Suchacz – Elbląg – Malbork

 

Był to nasz pierwszy wspólny dłuższy wyjazd rowerowy. Kasia nigdy wcześniej nie siedziała na siodełku po kilka godzin siedem dni pod rząd. Choć jeździła na rowerze od kilku lat, nie wiedzieliśmy czy taka forma urlopu przypadnie jej do gustu. Z tego względu przygotowań sprzętowych nie czyniliśmy z rozmachem. Poza Low-riderem, którego zakupiłem zaraz po powrocie z poprzedniego wyjazdu, oraz tylnimi sakwami z łatwym w obsłudze systemem mocowania. Kasia wiozła bagaż w specjalnie przygotowanym w tym celu plecaku zamocowanym na tylnim bagażniku, oraz założonej na kierownicy „nerce” – torebce zwykle noszonej na pasie. Pociągiem dotarliśmy do Olsztyna, z którego po krótkim zwiedzaniu wyjechaliśmy główną szosą w kierunku Mrągowa. Oczywiście nie mieliśmy zamiaru poruszać się wśród spalin – po kilku kilometrach w Wójtowie skręciliśmy w boczny trakt. Na mapie zaznaczona była wyraźna droga prowadząca przez Bogdany, Jedzbark do Bartołtów Wielkich. Przyzwyczajeni do realiów małopolski wypatrywaliśmy dziurawego asfaltu. Po bezowocnych poszukiwaniach zapytaliśmy przechodzącego autochtona. Ten bez namysłu wskazał wąską piaszczystą drogę wokół której krążyliśmy od pół godziny prowadzącą przez las. Postanowiliśmy spróbować. Po kilku kilometrach postanowiliśmy zmienić wreszcie ubranie podróżne na bardziej odpowiednie ciuchy rowerowe. Próba upchania garderoby w nowych - bądź co bądź - sakwach skończyła się rozpruciem na szwie. Jadąc wśród pól i jezior odkrywaliśmy prawdziwy urok Mazur. Pod koniec dnia, zmęczeni ciągłą walką z piaskiem i stwarzanymi przezeń oporami ruchu złapaliśmy trochę bocznego, mało ruchliwego asfaltu. Z Bartołtów Wielkich przez Rumy dotarliśmy do Dźwierzutów gdzie w sklepie zaopatrzyliśmy się w zapasy wody. Po kolejnych 10 km w Orżynach zaszyci w lesie nad jeziorem spędziliśmy noc. Biwaki zasługują na osobne omówienie, gdyż nie chcąc kusić losu ani przypadkowych przechodniów postanowiliśmy chować rowery w namiocie. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że nasz namiot – iglo – miał wymiary 140x220cm. Rowery z odczepionymi kołami wsuwane były na sam środek, zdjęte koła stawialiśmy przy ramach a bagaże układaliśmy w okolicy obu kierownic. Dla nas zostawały miejsca po obu stronach namiotu szerokości ok. 50cm każde. Budząc się rano zauważyłem, że z opartej o tropik liściastej gałązki do sypialni wcieka rosa. Nasz namiot jednym słowem przemakał, i to bardzo szybko... Przed każdą następną nocą z obawą patrzyliśmy w niebo. Na nasze szczęście przez cały wyjazd towarzyszyła nam piękna, słoneczna pogoda – raz tylko musieliśmy gdzieś na przystanku PKS przeczekać przelotny, półgodzinny deszcz. Po przyrządzeniu posiłku na denaturatowym kocherze wyruszyliśmy w drogę. Bocznymi asfaltami prowadzącymi głównie wśród lasów dojechaliśmy do miejscowości Babięta. Stamtąd przez Zgon „Drogą Tysiąca Jezior Południową” udaliśmy się do Rucianego-Nidy. Po zwiedzeniu miasteczka zjedliśmy obiad w miejscowej karczmie i pełni sił wyruszyliśmy na spotkanie dawno nie widzianych gruntówek. Jadąc wzdłuż Jeziora Nidzkiego, zmagając się z kurzem i grząskim piaskiem zobaczyliśmy Leśniczówkę Pranie w której znajduje się muzeum. Dalsza podróż wiodła przez Krzyże, gdzie w sklepie zrobiliśmy zakupy. Do następnej miejscowości – Karwicy zaprowadził nas dukt wyłożony kocimi łbami. Była to nasza pierwsza przygoda z taką nawierzchnią i obawialiśmy się o wytrzymałość sakw. Jechaliśmy bardzo ostrożnie i na szczęście nic złego się nie stało. Przemierzając dalej wzdłuż jeziora Puszczę Piską znaleźliśmy dogodne, odosobnione miejsce na nocleg. Położone blisko jeziora dawało możliwość zażycia wieczornej kąpieli, obfitowało także niestety w roje komarów... Noc na takim odludziu zapowiadała się bardzo spokojnie. Po północy ze snu wyrwało nas głośne ni to szczekanie ni ryk. Zerwaliśmy się na równe nogi nie mając pojęcia co nas obudziło. Na szczęście odgłosy cichnąc oddaliły się. Rankiem piaszczystą drogą dotarliśmy do pola namiotowego koło Przerośli gdzie korzystając z pomostu wykąpaliśmy się i zrobiliśmy pranie. Następnym dzisiejszym celem był Pisz z którego wyjechaliśmy główną drogą w kierunku Orzysza. Szosa wiodła wzdłuż jeziora Śniardwy, jednak samej tafli widać nie było. Zboczyliśmy na boczną drogę prowadzącą przez Nowe Guty, zjechaliśmy nad wodę i ugotowaliśmy obiad. Po odpoczynku pojechaliśmy do Okartowa, gdzie ze studni nabraliśmy zapas wody na wieczorny i ranny posiłek. Biwak zlokalizowaliśmy kilka kilometrów za Okartowem nad Jeziorem Tyrkło. Z braku innej możliwości spaliśmy w ostoi zwierzyny, co objawiło się w nocy kolejną dawką ryku. Tym razem wiedzieliśmy co się dzieje więc strach był mniejszy. Dzień czwarty przywitał nas piaszczystą, męczącą drogą leśną. Daliśmy radę dojechać tylko do końca jeziora. Nawierzchnia była na tyle grząska , że postanowiliśmy odpocząć kąpiąc się w jeziorze. Dalsza droga wiodła już szutrami i nie przysparzała problemów. Nad Jeziorem Buwełno, przez Marcinową Wolę dojeżdżamy do głównej szosy prowadzącej do Giżycka. Pierwszy raz na tym wyjeździe oddajemy się zwiedzaniu, przy okazji ropbiąc większe zakupy. Szosą przez Spytkowo docieramy do Pozezdrza gdzie odbijamy na dziurawą lokalną drogę prowadzącą przez Harsz do Sztynortu. Tu zaaferowani urokiem cumujących przy brzegu jachtów gubimy drogę i dojeżdżamy do Małego Sztynortu. Błąd ten kosztował nas jazdę pięciokilometrową drogą z kocich łbów do Radzieja. Z Radzieja dziurawym asfaltem dojeżdżamy przez Dłużec do Mażanów, gdzie za ostatnimi domami skręcamy w polną drogę. Docieramy nią do bagnistego lasu gdzie po długich poszukiwaniach suchego miejsca rozbijamy namiot. O dziwo w tym wilgotnym otoczeniu po raz pierwszy nie dokuczają nam komary. Kolejny dzień zaczynamy od przejazdu koło kwatery Hitlera w Gierłoży – tzw. Wilczego Szańca. Stąd już tylko kilka kilometrów do Kętrzyna z którego główną drogą udajemy się do Bartoszyc. Rezygnujemy z widoków i ciszy bocznych dróg na rzecz większego dystansu. Po zwiedzeniu Bartoszyc kierujemy się mniej uczęszczanym asfaltem na Górowo Iławieckie. Część tego odcinka Kasia pokonuje ciągnięta przeze mnie na holu. Za miastem szukamy miejsca na nocleg. Nie jest to niestety proste, gdyż przy drodze nie widzimy żadnego kompleksu leśnego. W końcu w odległości kilkuset metrów od asfaltu zauważamy skupisko drzew. Okazuje się, że lasek jest mały w dodatku przerzedzony wycinką drzew. W najgęstszym jego zakamarku, nad małym bagienkiem rozbijamy obóz. Dodatkowo oddzielamy się od wzroku ciekawskich parawanem ułożonym ze ściętych gałęzi. W nocy budzi nas odgłos ryjących tuż koło namiotu dzików. Kolejny dzień poświęcamy na dotarcie do Fromborka. Na szczęście za Pieniężnem droga staje się mało ruchliwa. Wzdłuż niej rozciągają się kolorowe pola, lasy i wioski jakby z poprzedniej epoki. Braniewo architekturą przypomina Frombork, co jeszcze bardziej motywuje nas do mocniejszego naciśnięcia na pedały. Po zwiedzeniu miasta pokonujemy ostatnie kilkanaście kilometrów bardzo dziurawą i dość ruchliwą drogą. Późnym popołudniem zaraz po przyjeździe do Fromborka wynajmujemy domek na tamtejszym kempingu. Jest to nasza ostatnia noc, więc chcemy mieć możliwość odświeżenia się przed podróżą. Zostawiamy sakwy i udajemy się na zwiedzanie urzekającego miasteczka. Rankiem prawdziwie wypoczęci z żalem opuszczamy to magiczne miejsce. Kilka kilometrów dalej oglądamy zamek w Pogrodziu i szosą udajemy się w kierunku Elbląga. Z głównego traktu odbijamy w kierunku Zalewu Wiślanego i nad jego brzegiem docieramy do Elbląga. Spotykamy zapalonego bikera jeżdżącego na identycznej jak moja ramie, który z pozycji siodła oprowadza nas po ciekawych zakątkach centrum. Wspólnie odprowadzamy Kasię na dworzec PKP skąd pojedzie do Malborka. Nasz przewodnik odprowadza mnie na rogatki miasta skąd samotnie pokonuję trasę do Malborka. W siedzibie Krzyżaków jemy obiad, podziwiamy zamek i późnym wieczorem kończymy naszą podróż w pociągu relacji Gdynia – Kraków.

 

MIŁE ZASKOCZENIE!!! 6.12.2006r dostałem linka do posta z pl.rec.rowery datowanego na 9.06.2002r. Oto jego treść:

Witam!
Dziś jechałem sobie w Elblągu na dworzec na swoim siwo czarnym scott boulder stylizowanym na fr a na dworcu widzę takiego samego scotta tyle że bez stylizacji osprzęt miał xtr i sakwy stał tam też jeszcze author z sakwami. Właściciel kupował bilety gdy jego toważyszka podróży pilnowała rowerków. Zagadnąłem a właściwe to mój rowrek został rozpoznany z wielkim entuzjazmem więc za bardzo nie musiałem zagadywać. Okazało się że bikerzy są z Krakowa a właściciel rowerka takiego jak mój  nazywa się Marcin a ksywkę ma ,,SKOLIOZA" Skolioza odstawił dziewczynę na pociąg do malborka skąd razem maja jechać do Krakowa a on postanowił dojechać te 30 km narowerku a po drodze zrobić kilka fotek w Elblągu. Tak więc pokazałem mu centrum i podwiozłem go kawałek na Malbork Ponadto zrobił fotkę dwóch takich samych scottów mojego i jego obok siebie.
AS [EB]